
Teraz pracuję nad błotnikami
Zalążki rudej krowy tliły się od spodu i czyhały by zaatakować po zimie na zewnątrz.
Jednak jestem bardziej cwany od niej - w sumie dopiero za parę lat okaże się kto był bardziej

Wszystkie punkty z rudą zostały usunięte ciężkim sprzętem, następnie doszlifowane papierem ściernym w każdym zakamarku.
Na ewentualne przeoczenia lub mikro wżery postanowiłem zastosować jakiś neutralizator.
Postawiłem na POLRUST - ma konsystencję i kolor ciasta do naleśników, po kontakcie ze rdzą oraz metalem czernieje niemal w oczach... na lakierze pozostaje przeźroczysty. Po wyschnięciu w dotyku jest jak żywica. Jest to jako podkład, pod kolejne warstwy.


Następnie na to trafił podkład. Błotnik był też kiedyś naprawiany. Na jego dole na punkt łączenia blach zastosowałem masę na spawy, taką jak stosuje się przy produkcji samochodu.

Następnie na to położę jeszcze jedną warstwę podkładu i konserwację zmieszaną z odrobiną oleju silnikowego (sprawdzona metoda mojego ojca, kiedyś samochód miało się po 10 lat więc chyba dobrze wiedział jak go zabezpieczyć). Ma to na celu stworzenie takiej minimalnie lepkiej powłoki, no weźcie sobie na logikę - co lepiej ochroni - twarda skorupa jak strup czy tłusta powłoka wnikająca w każdy zakamarek?
Drugi błotnik już gotowy - był w stanie niemal idealnym, więc wszystkie te czynności zrobiłem profilaktycznie w tych najbardziej newralgicznych miejscach. Tak wygląda efekt końcowy, myślę że żadna woda ani powietrze nie ma szans dostać się do blachy


Jeśli coś robię źle to mnie poprawcie - jestem mechanikiem a nie blacharzem czy lakiernikiem
